poniedziałek, 27 października 2008

O integracji

W ramach wynajdywania 101 rzeczy ważniejszych od uczenia się łaciny (oraz oczekiwania na podeschnięcie lakieru do paznokci) postanowiłam podzielić się kolejną fascynującą historią z mojego życia, niestety właśnie zdałam sobie sprawę, że w moim życiu aktualnie nie dzieje się nic fascynującego. Rozdarta między pitoleniem na temat własnego marnego żywota a streszczaniem, powiedzmy, ostatnio obejrzanego filmu (Tajny przez poufne. I nie, nie dzieliłabym się z Wami tą informacją gdyby ostatnio obejrzanym filmem był taki Titanic albo Mamma mia), historii z życia cudzego (tu miałabym sporo do powiedzenia o W., jej szatańskich planach rodem z Niebezpiecznych związków, S. i jego nerwicy, oraz A. i jej jedzeniu chrzanu na przystanku) albo ostatnich koszmarów (w których notorycznie pojawia się motyw wielkiej gąsienicy - ciekawe co na to Freud), wybieram opcję numer jeden, cieszycie się?
Będzie o wyjeździe integracyjnym, który miał miejsce trzy dni temu - trochę to dziwaczne, zważywszy na nasz typowo nastoletni talent do błyskawicznego integrowania się bez niczyjej pomocy. Fantastyczna sprawa taki wyjazd, nie macie pojęcia, ile można się na nim nauczyć - na przykład jak chodzić w błocie po kolana i nie włazić przy tym w obecne co dwa metry krowie placki, kręcić się na huśtawce, naćpać się cukierkami na kaszel, grać w Mafię, pić zdrowotne wody, wyławiać muchę z kompotu i bouncować przy Dodzie. Można też pobierać pełne kursy, np. malowania kresek na powiece, mycia butów z pięciocentymetrowej warstwy błota i tańca indyjskiego. Oprócz tego jest integracja sama w sobie, to jest pogaduchy o Keanu Reevsie, malowanie paznokci, palenie ogniska i gdybanie na temat gadających majtek i przyszłych imion dla dzieci moich i księcia Harry'ego (stanęło na Elizabeth Diana Kate Claire Sophie Anna Margaret Antoinette Bogumiła Mountbatten-Windsor dla dziewczynki, a dla chłopca wciąż nic pewnego). Wyjazd integracyjny to jest to!
Ok, paznokcie podeschły i jakimś cudem zrobiła się szósta, łacina leży i kwiczy (i, jeśli tak dalej pójdzie, będzie mi też zwisać i powiewać) ja zaczynam być głodna, więc buzi!

3 komentarze:

czy wydra wygra? pisze...

Mafia jest beznadziejna :p

fluorescencyjna pisze...

a o tych tabletkach na kaszel to już gdzieś słyszałam.

bjut pisze...

ja już miałam z moją klasą dwie wycieczki, chwilowo planujemy trzecią. swoją drogą genialni jesteśmy, bo jeśli gdzieś wyjedziemy to następnego dnia nas nie pytają;-)
dobrze, że nie tylko ja zostawiam sobie naukę na najbardziej odległy termin:dd