poniedziałek, 8 lutego 2010

Na ten nowy rok, kurwa

Podsumowanie stanu zdrowia/porąbania mojej rodziny na przełom lat 2009/10:
- rodziciel - wiadomo, rak i cukrzyca. Mało zabawne, co nie przeszkadza mi śmiać się z tego cały czas, bo cóż innego pozostaje?
- rodzicielka chodzi po świecie z niezidentyfikowanym obiektem wędrującym w macicy, który to znika, to pojawia się na usg, a w wolnych chwilach wskakuje na lewy jajnik i tańczy tam macarenę w kowbojskim kapeluszu. Nowotwory podobno nie umieją wędrować (ani tańczyć), więc rodzicielka ma obiekt gdzieś
- S. ma papier na bycie wariatem, ale w sumie to dawno i nieprawda
- a ja w piątek dowiedziałam się, że przestałam produkować estrogen i w ogóle jestem jak dziesięciolatka/facet/baba z menopauzą/x-meni. Najpewniej mam po prostu potworną anemię i moje jajniki w ramach oszczędności zredukowały produkcję hormonów, ale były przy tym na tyle durne, że i tak mam okres co miesiąc. Dzisiaj spędziłam poranek sikając krwią do probówek (co strasznie mi się podobało), więc w środę dowiem się kolejnych ciekawostek. Czekam w napięciu.

Taaaa.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Poliglotyczny suchar dnia

Angielski, ósma rano w pierwszy dzień po świętach, śpimy na podręcznikach otwartych na czytance o Arthurze Millerze.
Pani P: So have you heard of this play? "Death of a salesman?"
Cisza
Pani P: Po polsku to "Śmierć komiwojażera".
Cisza
Pani P (lekko speszona): What's a komiwojażer?
Biol-chem (lakonicznie): Salesman.
Pani P: What kind of a salesman?
Długa cisza
Ja: A dead one.

Postanowienie noworoczne: poszukać swojego poczucia humoru.