niedziela, 19 kwietnia 2009

Najbardziej nastolatkowe święta świata:

W czwartek spałam i oglądałam "Gotowe na wszystko".
W piątek paliłam z A. w wylansowanej knajpie przy Rynku, nie omieszkałam też zjeść cheeseburgera. Poznałam kolegę A., który teraz zostawia mi flirciarskie komentarze na naszej-klasie (A. twierdzi jednak, że jest śmiertelnie zakochany w jakiejś ich koleżance; szkoda, był wyższy ode mnie, a moje standardy spadają z dnia na dzień).
W sobotę oglądałam z S. horror Jeepers Creepers, najgłupszy film dziesięciolecia, o potworze rozbijającym się po bezdrożach starą ciężarówką zwaną Jeepersmobilem i zjadającym oczy przypadkowych przechodniów (coby móc widzieć) oraz ich płuca (coby móc oddychać).
W niedzielę w kolejnej wylansowanej knajpie wysłuchiwałam historii happy endu romantycznej historii U. i jej idełała, którego imienia nie jestem w stanie zapamiętać, ale kojarzy mi się z Chuckiem Norrisem.
W poniedziałek doszłam do wniosku, że chcę jeszcze trochę pożyć i kategorycznie odmówiłam wychodzenia z domu - cały dzień spędziłam na lekturze ostatniego tomu "Zmierzchu".
We wtorek piłam na wiślanych wałach z W. i jej przerażającymi znajomymi. Najboleśniejszy fragment - sikanie w krzakach. Zdecydowanie.

W środę wróciłam do szkoły, na historii czytałam "Malowany welon" starannie ukryty w zeszycie A4, na chemii dostałam pałę, ponieważ K. w ostatniej chwili stwierdziła, że cała nasza skrupulatnie opracowana strategia ściągania jest do dupy i ona się tak nie bawi, za co śmiertelnie się na nią obraziłam. Następnego dnia mi przeszło, bo przypomniałam sobie, że K. jest moim jedynym, i do tego bogatym, źródłem powieści Sapkowskiego (którego ostatnio pokochałam, co nie zmienia faktu, że dalej nabijam się z fantastyki). Na matematyce postanowiłam poudawać zaangażowaną, więc w połowie lekcji wyciągnęłam pierwszy lepszy zeszyt i otworzyłam go na pierwszej lepszej stronie. Traf chciał, że pani C. patrzyła mi się przez ramię, a pierwszą lepszą stronę pokrywał wysmakowany portret Szczęśliwego Walenia Alojzego. Reszta tygodnia też była fajna.

Mówię wam, jestem ostatnio nastolatkowa do obrzydzenia.

2 komentarze:

konti pisze...

Jezu, uwielbiam po prostu tego Twojego bloga, mogłabyś pisać tutaj częściej.
linkuje i mam nadzieje, ze czesciej bedziesz uaktualniać.
i ja nie lubie fantastyki, bo nigdy nie jest w stanie mnie tak do konca zaskoczyc-zawsze znajdzie się coś LUDZKIEGO i zepsuje wrazenie, ktore do jakiegos momentu udalo sie uzyskac. no, ale sapkowski rzeczywiscie jest pierwszorzędny typ cokolwiek by nie mówić

konti pisze...

Zupełnie zapomniałam, że już przecież mam Cie w linkach!